Tragiczny pożar w podwarszawskich Ząbkach. Dziennikarz Radia Wnet stracił wszystko
Radio Wnet - Podcast autorstwa Radio Wnet - Piątki

Wacław Pokrzywnicki z Radia Wnet stracił wszystko w pożarze bloku. – Spojrzałem na Biblię, ale nie zdążyłem jej zabrać. Dach płonął jak sterta siana – opowiada dziennikarz o wczorajszej tragedii.W czwartek około 19:30 w Ząbkach przy ulicy Powstańców 62 wybuchł pożar w kompleksie budynków mieszkalnych. Ogień pojawił się najpierw na dachu, a potem objął kolejne piętra. Płonęły trzy połączone ze sobą budynki ułożone w kształt litery „C”. W akcji gaśniczej uczestniczyło około 250 strażaków z 60 zastępów. Przed północą komendant główny Państwowej Straży Pożarnej poinformował, że sytuację udało się opanować.Wacław Pokrzywnicki, nasz kolega redakcyjny mieszkał na poddaszu tego domu.W pewnym momencie zorientowałem się, że dach stoi w ogniu. W tym samym momencie strażak zaczął wdzierać się do mojego mieszkania przez drzwi – kazał natychmiast wychodzić. Nic nie mogłem zabrać– opowiada dziennikarz.W panice chwycił tylko plecak.Myślałem, że mam w nim dokumenty, kartę, portfel, wszystko, co najważniejsze. Dopiero rano odkryłem, że wszystko zostało w żółtej torbie Radia Wnet, bo ostatnio jeździłem rowerem i tam to wszystko trzymałem. Wszystko spłonęło– mówi.Miał w mieszkaniu wiele cennych rzeczy. Dodał, że wybiegając z mieszkania „spojrzał na Biblię, która leżała na biurku, ale […] eie zdążył jej nawet chwycić”.Spłonęły moje książki, rękopis pisanej przeze mnie książki, pamiątki od przyjaciół, figurki aniołów, różańce… wszystko– wylicza ze wzruszeniem.Płomienie rozprzestrzeniały się błyskawicznie, a dach był jak „sterta siana, tak był nagrzany upałami, że ogień przeszedł w mgnieniu oka”.Wybiegając, widziałem już cały dach w ogniu– relacjonuje.Wacław był jednym z ostatnich, którzy opuścili budynek, sąsiedzi opuścili budynek przed nim.Cieszyłem się, że wszyscy się uratowali. Był krzyk, panika, ludzie zbiegali z walizkami, inni bez niczego. Winda przestała działać, potem zgasły światła. Strażacy prosili, żeby jak najszybciej wyprowadzać samochody z garaży, bo ogień schodził w dół po instalacjach– mówi.Na szczęście – jak wynika z dotychczasowych informacji – nikt nie zginął.Wacław mieszkał w bloku od pięciu lat.To był dom spółdzielczy, 300 mieszkań, ludzie bardzo różni: Polacy, Ukraińcy, rodziny muzułmańskie, osoby z byłych republik radzieckich. Mieszkania były tańsze niż w Warszawie, dużo ludzi szukało tu swojego miejsca. Była jednak duża rotacja lokatorów. Było też wiele problemów – dach przeciekał, mieszkańcy zgłaszali to do spółdzielni. Niestety nie zdążono go wyremontować– mówi.Pożar odebrał mu wszystko.Straciłem całe życie, wszystkie osobiste rzeczy, książki, pamiątki, dokumenty. Ale najważniejsze, że żyję. Człowiek może zacząć od nowa– podkreśla.Choć wstrząśnięty, nie zostaje sam. Koledzy przyjaciele już zadeklarowali pomoc.Od razu odezwali się przyjaciele, zaproponowali, żebym przyjechał do nich. Dostałem ubrania, bo wszystko, co miałem na sobie, było przesiąknięte sadzą. Dziś zjadłem śniadanie i staram się jakoś pozbierać– mówi dziennikarz.Ale choć stracił dom i rzeczy, jedno udało mu się uratować.Chwyciłem tylko różaniec, który leżał na stoliku. I to go, mówi, trzyma przy nadziei– podsumował.