Hołownia zaczyna pękać. Czarnek dumą Kaczyńskiego. Sikorski pazerny na dirhamy #OnetAudio

Stan Wyjątkowy - Podcast autorstwa Onet - Soboty

Całość TYLKO w aplikacji Onet Audio. Subskrybuj pakiet Onet Premium i słuchaj bez limitu. Niedługo wytrwał w swych politycznych ślubach samotności Szymon Hołownia. Wystarczyło parę tygodni smażenia, przypiekania i grillowania ze strony jego własnych posłów, a także polityków opozycji oraz związanych z opozycją intelektualistów i publicystów, by lider Polski 2050 chwycił za telefon i na nowo zaczął wydzwaniać do szefów innych antypisowskich partii. Zaczął od tego, którego wcześniej w pierwszej kolejności wystrychnął na dudka — szefa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza. Panowie byli już przecież po słowie, już tuż-tuż mieli skonsumować swój polityczny związek i obwieścić wspólną wyborczą listę. Ale Hołownia — facet doświadczony dwukrotnym pobytem w klasztorze — w ostatniej chwili uciekł sprzed ołtarza. Fiasko rozmów między PSL a Polską 2050 zapowiadało zmianę w polityce Hołowni, który uznał, że nie opłaca mu się nie tylko współpraca z ludowcami, ale w ogóle jakakolwiek koalicja przedwyborcza. Postawił na samotność — dlatego odmiennie od pozostałych formacji opozycyjnych zagłosował przeciw rządowej ustawie o Sądzie Najwyższym, która ma pomóc w uruchomieniu pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. Za decyzją Hołowni nie stała merytoryczna ocena ustawy — odesłanie jej przez prezydenta do Trybunału Konstytucyjnego pokazuje, że nie tylko Hołownia uważa ją za podejrzaną. Zagłosował nie przeciw PiS, tylko przeciw pozostałej opozycji. Przypomniał sobie, że wszedł do polityki po to, by łowić elektorat Platformy, Lewicy i PSL — a więc, że musi się od nich odróżnić. Problem polega na tym, że wywołał wojnę we własnych szeregach. W efekcie z Polski 2050 odchodzi Hanna Gill-Piątek, pierwsza posłanka partii, złowiona przez Hołownię 2,5 roku temu z Lewicy. Do odejść przymierzają się kolejni prominentni przedstawiciele formacji Hołowni, którzy chcieliby współtworzyć wielką listę opozycji. Dlatego właśnie Hołownia się wycofał i zadzwonił do Kosiniaka. Dziś ich wspólny start jest znów bardzo prawdopodobny. Swoją drogą PiS odetchnęło. Wedle naszych rozmówców z rządu, taka była główna obawa prezesa Kaczyńskiego: że konserwatywny do szpiku Hołownia, nowy, młody i przystojny — wprost wymarzony kandydat na zięcia dla sporej części wyborców PiS — będzie hurtowo odbierał głosy Kaczyńskiemu. Pod wpływem własnych posłów Hołownia — przeciwnik aborcji i przyjaciel wielu księży — podryfował bardzo na lewo. Dziś na gwiazdę prawicy wyrasta Przemysław Czarnek, minister edukacji. Czarnek został ministrem, bo Kaczyński był niezadowolony z poprzedniego edukatora Dariusza Piontkowskiego. Chodziło o to, że Piontkowski — mniej czy bardziej udolnie — po prostu zarządzał edukacją. A Kaczyński nie chciał zarządzania. Jak każdy twardy ideolog chciał do ministerstwa edukacji posłać inkwizytora, by kształtować umysły młodych. Czarnek jako jeden z największych ideologicznych radykałów pasował do tego zadania. Zmienił programy nauczania, przetasował punktowanie naukowców za publikacje fachowe i próbuje pogonić lewicowe organizacje pozarządowe ze szkół. W tym sensie logiczne jest to, że obmyślił i realizuje program „Willa Plus” — przeznaczył grube miliony na dofinansowanie organizacji związanych z PiS, wyposażając je w majątek na lata. Choć prezes jest dumny z ministra — co było widać podczas sejmowej awantury o „Willę Plus” — to jednak obaj się trochę cofnęli. Doposażone willami, apartamentami i działkami organizacje nie będą mogły ich sprzedać za 5-10 lat, tylko za 15. Jak na Czarnka, to ogromna skala ustępstw, choć obiektywnie — niewielka. Konserwatywną gwiazdą PiS był niegdyś Radek Sikorski. Twórcy „Stanu Wyjątkowego” Andrzej Stankiewicz (ONET.PL) oraz Dominika Długosz („Newsweek”) mogliby nawet zaryzykować tezę, że odkąd osierocił PiS, to mu nie idzie. Ośmiorniczki na taśmach kelnerów — przez które Platforma przegrała wybory — to on zamawiał. Alkowpisy w Internecie, które potem wykorzystuje ruska propaganda — też on. Dość marnej jakości sugestie, że Kaczyński chciał z Putinem rozebrać Ukrainę — też Radek. A teraz dwa miliony zł, czyli ponad 1,5 mln dirhamów od Arabów — czynnemu politykowi o dużym apetycie na przyszłe stanowiska nie uchodzi wciągać kasę od innych państw i to pod wieloma względami szemranych. Swoją drogą, panie Radku, gdy Pan był na konferencji w Emiratach w listopadzie, to minął się pan z Ławrowem? Też tam wpadł.