Kaczyński królem pszczół. Ziobro odpala śledztwo w sprawie pieniędzy PiS. Błaszczak atakuje wojsko #OnetAudio
Stan Wyjątkowy - Podcast autorstwa Onet - Soboty
Całość TYLKO w aplikacji Onet Audio. Subskrybuj pakiet Onet Premium i słuchaj bez limitu. Prezes PiS Jarosław Kaczyński rozpoczął naglą, dwudniową konwencję PiS porównując ją do ula, w którym uwijają się pracowite pszczółki (w tej roli politycy PiS) produkujące pyszny miodzik (to rzecz jasna program obozu władzy). Mówiąc szczerze, uderzyło nas to porównanie. Zaiste, Kaczyński jak mało kto pasuje do roli królowej-matki. Ale czyżby w tej słodkiej alegorii kryło się także ukryte wskazanie, że w roju są trutnie? Twórcy „Stanu Wyjątkowego” Andrzej Stankiewicz (Onet.pl) oraz Dominika Długosz („Newsweek”) podejrzewają, że tę haniebną rolę Kaczyński przypisuje ziobrystom. Zupełnie się temu nie dziwimy. Wszak ostatnie tygodnie są w ulu wyjątkowo ciężkie. Negocjacje o dalszym wspólnym wytwarzaniu miodu przez PiS i Suwerenną Polskę utknęły w martwym punkcie. Nie ma się zatem co dziwić, że szef trutni Zbigniew Ziobro ujawnił, że prowadzi śledztwo w sprawie nielegalnego finansowania kampanii wyborczej PiS. Prezes jednej ze spółek skarbu państwa z południa Polski miał zbierać od działaczy i sympatyków PiS pieniądze na „szeroko rozumianą działalność polityczną“, która — jak zakładamy — mogla nie być produkcją pysznego miodu. Wpłaty nie były bowiem robione na konto ula, tylko przekazywane z ręki do ręki (ze skrzydełka w skrzydełko?). To śledztwo to gigantyczne ryzyko dla PiS — przepisy o finansowaniu partii są bardzo restrykcyjne. Jeśli partia wykorzystywała podejrzane pieniądze, to ryzykuje odrzucenie sprawozdania finansowego przez Państwową Komisję Wyborczą, a co za tym idzie utratę gigantycznych, wielomilionowych subwencji z budżetu państwa. A to grozi PiS bankructwem. Ostro grają trutnie, prawda? Ich szef Ziobro prowadzi jeszcze kilka innych śledztw, które psują atmosferę w ulu. Tropi na przykład przywóz do Polski marnej jakości żywności z Ukrainy, w czym przodowała jedna z firm drobiarskich, której prezes jest kumplem Mateusza Morawieckiego. Szef trutni poinformował także o śledztwie w sprawie rosyjskiej rakiety, która spadła pod Bydgoszczą. Na szczęście rakieta nie miała ładunku atomowego i na szczęście nie wybuchła. Problem polega na tym, że spadła w grudniu, ale została znaleziona raptem kilkanaście dni temu. Premier mówi, że nie wiedział, iż rakieta spadła w grudniu. Prezydent też nie miał pojęcia. Minister obrony też mówi, że nie wiedział i chce wyrzucić dowódcę operacyjnego armii, który ponoć ukrył informację o tym, że wojsko zgubiło ruską rakietę. Tyle, że szef sztabu mówi, że wojsko o wszystkim władze informowało. Tak, trutnie mogą zacierać ręce. Tyle, że nam ręce opadają.