Kaczyński rozjechany w Sejmie. Bastion Ziobry zaczyna padać. Kurscy doili miliony z TVP #OnetAudio

Stan Wyjątkowy - Podcast autorstwa Onet - Soboty

Całość TYLKO w aplikacji Onet Audio. Subskrybuj pakiet Onet Premium i słuchaj bez limitu. Odnosimy wrażenie, że z Prawa i Sprawiedliwości zeszło powietrze. A jeszcze niedawno politycy dawnego obozu władzy odgrażali się, że w trakcie posiedzenia Sejmu, na którym uchwalano budżet, mogą dziać się różne cuda. Niektórzy podejrzewali nawet, że pisowcom wręcz marzy się ich własny pucz i są zdolni nawet do blokady sejmowej mównicy. Z politycznego punktu widzenia może nawet i miało to jakiś sens. Gdyby założyć, że Prawo i Sprawiedliwość po wyborach i utracie lejców władzy postanowiło grać na chaos, maksymalnie opóźnienie uchwalenia ustawy budżetowej mogłoby zdetonować polityczną bombę. Budżet musi spłynąć na biurko prezydenta najpóźniej do 29 stycznia. Jeśli tak się nie stanie, głowa państwa będzie mogła skrócić kadencje parlamentu. Tyle że no tak się właśnie nie stanie, bo PiS w Sejmie nawet nie spróbował obstrukcji. Bo trudno nazwać tak kilkuminutowe skandowanie hasła „uwolnić posłów”, przypominające o Mariuszu Kamińskim i Macieju Wąsiku. Nic spektakularnego się nie wydarzyło. Budżet przeszedł. Trochę mniej pieniędzy dostanie IPN i Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Trochę więcej Najwyższa Izba Kontroli. Kancelaria Prezydenta nie ucierpiała, choć wydawało się, że rosnące napięcie pomiędzy dużym i małym pałacem sprawi, że obóz władzy da się ponieść emocjom i nieco przytnie urzędowi głowy państwa funduszy. Tak się nie stało, co oczywiście nie oznacza, że w wojnie Tuska z Kaczyńskim reprezentowanym chwilowo przez Andrzeja Dudę nastąpi jakikolwiek rozejm. Mamy wrażenie, że będzie wręcz odwrotnie. Zbliżające się wybory samorządowe sprawią, że frontów będzie coraz więcej. PiS już zapowiedziało wotum nieufności wobec ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. To oczywiście zemsta za uruchomienie walca, który powoli rozpędza się w instytucjach podległych do niedawna ludziom Zbigniewa Ziobry. Nieuznający swojej dymisji Prokurator Krajowy Dariusz Barski urzęduje w gmachu najważniejszej z prokuratur, ale – jak słyszymy – boi się, że wojna z Prokuratorem Generalnym sprawi, iż straci swój złoty spadochron w postaci sowicie opłacanego stanu spoczynku. A Barski do pieniędzy raczej zdążył się już przyzwyczaić. Jak ujawniła prokurator Ewa Wrzosek, Barski i inni kluczowi ziobryści w prokuraturze zarobili w dwa lata po około 1 mln zł. Jednak z naszych informacji wynika, że w miniony poniedziałek Barski przyszedł do prokuratury tylko po to, by spakować swoje rzeczy. Zmienił zdanie, bo inni ziobryści nie chcieli pozwolić mu odejść. Wiedzą, że bez Barskiego cała układanka się posypie. A Bodnar nie odpuszcza. Specjalny zespół prokuratorów ma się zabrać za badanie przekrętów przy wydawaniu pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości, który w założeniu miał pomagać ofiarom przestępstw, tymczasem w ostatnich latach stał się nieformalną skarbonką partii byłego ministra sprawiedliwości. To wszystko sprawia, że Zjednoczona Prawica pała nienawiścią do Bodnara. Choć oczywiście największa jego „zbrodnia” to więzienie Kamińskiego i Wąsika. Wprawdzie prezydent Andrzej Duda mógłby ich ułaskawić choćby dziś, jednak wybrał dłuższą ścieżkę, w której minister sprawiedliwości ma swoją rolę do odegrania - ma wydać opinię. Bodnar zapewnia, że w ciągu kilku dni przekaże prezydentowi akta wraz z opinią, ale nie chce Kamińskiego i Wąsika wypuścić na czas trwania całej procedury. Wróćmy do Sejmu, bo tu oprócz prac nad budżetem Prawo i Sprawiedliwość postanowiło wystawić się na strzał rządzącym. Wydawać by się mogło, że wniosek o wotum nieufności wobec ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza to niezły pomysł na próbę przejęcia politycznej inicjatywy. Okazało się jednak, że chyba na to za wcześnie. Odpowiedzialny za odbicie mediów publicznych z rąk PiS zaufany człowiek Donalda Tuska nie miał zbyt trudnego zadania. W swoim przemówieniu wspominał o odpowiedzialności TVP i Polskiego Radia Szczecin za śmierć Pawła Adamowicza i Mikołaja Filiksa – syna posłanki KO. Ostateczny cios zadał jednak sam Donald Tusk, który w prawie półgodzinnym przemówieniu wymieniał liczne przykłady, jak propagandyści doili publiczną kasę. Szczególnym przypadkiem byli komentatorzy, którzy za kilkusekundową wypowiedź w TVP kasowali 500 zł. Rekordzista w rok mógł wyciągnąć nawet 300 tys. zł. To jednak i tak nic w porównaniu z zarobkami państwa Kurskich. Jak ujawniliśmy Joanna Kurska od 2016 r. przepracowała w Telewizji Polskiej 13 miesięcy. Z informacji Onetu wynika, że do 2023 r. państwowy nadawca przelał na jej konto 1 mln 532 tys. zł. Oznacza to, że za miesiąc pracy otrzymywała średnio 117 tys. zł. Onet dowiedział się również, że Jackowi Kurskiemu w trakcie jego prezesury TVP wypłaciła w sumie 4,5 mln zł. Oznacza to, że małżeństwo Kurskich w latach 2016-2023 zarobiło w Telewizji Polskiej ponad 6 mln zł. Co ciekawe, w TVP zatrudniony był jako producent również były mąż Joanny Kurskiej. Okazuje się, że Tomasz Klimek był jednym z najlepiej opłacanych pracowników kontrolowanej przez PiS telewizji. Pracował w Agencji Kreacji Rozrywki i Oprawy TVP. Z naszych informacji wynika, że w latach 2018-2023 spółka wypłaciła mu 3,86 mln zł. W Telewizji Polskiej zajmował się m.in. „Sylwestra Marzeń", wymyślonego przez swoją byłą żonę dla jej obecnego męża.  Rodzina na swoim? A jakże, nawet nowoczesna, bo patchworkowa.