Macierewicz trafiony Smoleńskiem. Tusk wierzy, że Morawiecki to człowiek Moskwy. Kaczyński wyrzuca traktorzystę Ziobry #OnetAudio

Stan Wyjątkowy - Podcast autorstwa Onet - Soboty

Antoni Macierewicz to uwielbia — znów znalazł się w świetle jupiterów. Był już nieco zapomniany i przykurzony, ale po demaskatorskim reportażu telewizji TVN24 wstąpiła w niego nowa energia. Pal licho, że wedle autora reportażu „Siła kłamstwa” Piotra Świerczka — który Smoleńskiem zajmuje się od lat — Macierewicz sfałszował raport na temat przyczyn katastrofy, byle tylko dowieść, że Lech Kaczyński zginął w ruskim zamachu. Dla Macierewicza najważniejsze jest to, że znów wszystkie kamery zwrócone są na niego, że znów bryluje w Sejmie, że znów podnosi i zawiesza głos, że marszczy brwi i wierci oczami, że wskazuje wrogów i sączy spiski. Autorzy słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” — dziennikarze Onetu Andrzej Stankiewicz i Kamil Dziubka — dobrze znają ten stan Macierewiczowskiej ekstazy, gdy kolejna awantura smoleńska wynosi go na piedestał. Różnica jest taka, że dotąd to Macierewicz sam takie awantury prowokował — ostatni raz w kwietniu, gdy przy okazji rocznicy katastrofy w swym raporcie smoleńskim umieścił zdjęcia nagich ciał ofiar. Ależ się wtedy puszył, na przemian oburzał i współczuł, ba nawet chciał ścigać winnych — czyli powinien ścignąć sam siebie, bo tuż przed publikacją raportu sam te niejawne przez lata, bolesne zdjęcia kazał odtajnić. Tym razem sprawa jest znacznie poważniejsza, bo — na szczęście — nie uczestniczymy w spektaklu sterowanym przez Macierewicza. Reportaż Świerczka to najważniejszy dotąd dowód na to, że przez lata tworząc swe raporty Macierewicz świadomie manipulował wynikami badań. Że pomijał albo zniekształcał konkretne, precyzyjne informacje przeczące jego teoriom zamachowym. Do tej pory Macierewicz — ale także szef PiS — Jarosław Kaczyński przekonywali nas, że do wyjaśnienia przyczyn katastrofy niezbędne są analizy zagranicznych instytutów i laboratoriów. Za górę pieniędzy zamówili więc za granicą ekspertyzy. Kluczowa z nich — autorstwa amerykańskiego Narodowego Instytutu Badań Lotniczych (NIAR) — kosztowała aż 8 mln zł z 30 mln zł, które do tej pory poszło na działalność podkomisji. I została przez Macierewicza ukryta, bo nie pasowała mu do tezy. W swym reportażu TVN24 pokazuje tę ekspertyzę. Znajduje się tam odpowiedź na pytanie, czy skrzydło samolotu mogło zostać przecięte po uderzeniu w brzozę. Owa brzoza z działki rosyjskiego lekarza Nikołaja Bodina — który był świadkiem katastrofy — to symbol. Według stworzonej za poprzednich rządów komisji Jerzego Millera skrzydło zostało oderwane po uderzeniu w brzozę, co było bezpośrednią przyczyną katastrofy. Ale Macierewicz od lat dowodzi, że drzewo nie mogło przeciąć stalowego skrzydła. A skoro skrzydło nie zostało oderwane przez brzozę, to znaczy, że wysadziła je bomba. I że to zamach. Naukowcy z NIAR przeprowadzili symulację zderzenia, która wykazała, że brzoza mogła zniszczyć skrzydło samolotu. Ten wniosek nie znalazł się w ostatecznym raporcie podkomisji smoleńskiej, bo zaprzeczał podstawowej tezie Macierewicza — że brzoza nie miała żadnego wpływu na katastrofę. Takich przykładów jest więcej. Gdy podkomisja Macierewicza przeprowadziła eksperymentalne wybuchy na modelu skrzydła, tak wykadrowała zdjęcia z tego doświadczenia, by uszkodzenia modelu przypominały prawdziwe uszkodzenia części tupolewa. Ba, Macierewicz manipulował nawet badaniami członków podkomisji. Siłą „Siły kłamstwa” są ich wypowiedzi. Inż. Mirosław Tarasiuk badał, czy na czarnych skrzynkach słychać dźwięk podobny do wybuchu z eksperymentów przeprowadzanych przez podkomisję. Wedle raportu Macierewicza Tarasiuk wykrył taki dźwięk, co miało potwierdzać zamach. A Tarasiuk mówi: „Chciałem stanowczo stwierdzić, że nie dokonałem identyfikacji badanego sygnału jako wybuch. Uważałem, że badania te nie były zakończone, co znalazło odzwierciedlenie w moich uwagach”. Jednym słowem — nie miał pojęcia, że potwierdził wybuch, czyli zamach. Jednocześnie odpowiedzialny za eksperymenty wybuchowe wojskowy Adrian Siadkowski odmówił podpisania się pod raportem podkomisji i odszedł z armii — dziś mówi jasno, że nie zgadzał się z teoriami Macierewicza. „Podkomisja traktowała wybiórczo materiał dowodowy, którym dysponowała” — opowiada Marek Dąbrowski, inny były członek komisji. „Niewygodne dowody albo są przemilczane, albo są interpretowane niezgodnie z ich treścią. Nasze argumenty były latami ignorowane. To niedopuszczalne” — opowiada Dąbrowski. Wraz z nim odeszli dwaj inni członkowie Zespołu Lotniczo-Nawigacyjnego podkomisji: Wiesław Chrzanowski i Kazimierz Grono. Żaden z nich nie podpisał się pod raportem Macierewicza. „Skala nieprawidłowości i zaniedbań w pracach Podkomisji powoduje, iż jej ustalenia nie powinny być traktowane jako oficjalne stanowisko Państwa Polskiego, zaś wiele badań i analiz należałoby powtórzyć lub wręcz wykonać po raz pierwszy” — oświadczyli już w kwietniową rocznicę, gdy Macierewicz pokazał swój raport. Trzeba to powiedzieć jasno: każdy, kto po dojściu PiS do władzy wchodził do podkomisji smoleńskiej, z założenia dystansował się od stworzonego za rządów Platformy raportu Millera, wedle której katastrofa w Smoleńsku była wypadkiem komunikacyjnym. Dlatego to byli eksperci z podkomisji Macierewicza to najpoważniejsi prokuratorzy w oskarżycielskim filmie Świerczka — pokazują skalę manipulacji dokumentami i badaniami, która grozi Macierewiczowi odpowiedzialnością karną. I Macierewicz i Kaczyński mają dla krytyków jedną odpowiedź: jesteście agentami Putina. Ale to już ograny zarzut. Zresztą słyszą dokładnie taki sam zarzut z drugiej strony — i to z coraz poważniejszych kręgów. Były szef kontrwywiadu wojskowego Piotr Pytel w głośnym wywiadzie w „Gazecie Wyborczej” snuje teorie, wedle których PiS jest powiązany z Rosją, jest szantażowany przez Rosję i właściwie wprost realizuje politykę Rosji w Polsce. Pytel pojechał mocno, bo sugeruje wręcz, że premier Mateusz Morawiecki i szef jego kancelarii Michał Dworczyk to ludzie Moskwy. „Stan Wyjątkowy” ma parę wątpliwości. Po pierwsze, skoro tak, to czemu PiS tak intensywnie pomaga Ukrainie, wysyła tam wszystkie nasze czołgi, popycha UE do sankcji i naraża się na wysokie ceny surowców wobec odcięcia dostaw z Rosji? No i jeszcze taka jedna wątpliwość. Przed związkiem z PiS, Morawiecki intensywnie romansował z Platformą. Był doradcą Tuska akurat wtedy, kiedy Pytel był w kierownictwie Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Dokładnie w tym samym czasie Dworczyk był zatrudniony — nie napiszemy, że pracował — na dyrektorskim stanowisku w państwowym banku PKO BP. To co Pan wtedy robił Panie Generale? Czemu Pan ich nie wytropił? Mamy rozumieć, że stali się ludźmi Kremla dopiero po dojściu PiS do władzy? Nam się te teorie nie kleją, ale całkowicie nie można ich lekceważyć z jednego choćby powodu — z wierzy w nie Donald Tusk. Taka jest dziś polska polityka: obie strony nawzajem oskarżają się o związki z Putinem. Sprawny ten Kreml, ma zabezpieczone interesy bez względu na to, kto rządzi i rządzić będzie. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.