Przyłębska „dwórką” szefa PiS. Tusk obnaża namiętności Glapińskiego. Kaczyński prezesem Tysiąclecia RP #OnetAudio
Stan Wyjątkowy - Podcast autorstwa Onet - Soboty
Każde posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej, na którym podnoszone są stopy procentowe, wywołuje u Jarosława Kaczyńskiego palpitacje serca. Każda podwyżka to niechybny znak, że rekordowa od ćwierćwiecza inflacja wciąż nie powiedziała ostatniego słowa. Choć Kaczyński jeżdżąc po Polsce nawija swoim słuchaczom makaron na uszy, epatując miliardami, które przez 7 lat rządów dało im PiS, to tego boi się najbardziej: że wszystkie programy socjalne PiS ekspresowo stracą polityczny powab wobec drastycznych podwyżek cen chleba i benzyny. Na to właśnie liczy szef Platformy Donald Tusk — on poczuł krew. Nie chyli już czoła wobec 500 plus i niższego wieku emerytalnego, mówi wyłącznie o „pisowskiej drożyźnie”, by wbić wyborcom do głów, że to Kaczyński i jego ludzie w Narodowym Banku Polskim odpowiadają za dramatyczny wzrost cen. Tusk wyraźnie pokazuje, że bohaterem rozpoczynającej się, rekordowo długiej kampanii wyborczej będzie kontrowersyjny szef NBP Adam Glapiński, który spóźnił się z reakcją na rosnące ceny jeszcze przed wojną w Ukrainie. Szczęście Tuska polega na tym, że to niejedyna słabość Glapińskiego, który uwielbia otaczać się dobrze opłacanymi, niekoniecznie kompetentnymi współpracowniczkami. „Dwórki” Glapińskiego to niewygodna sprawa dla PiS, bo partia przez lata nic z tym nie zrobiła. Ale — z drugiej strony — czemu miała zrobić, skoro Kaczyński sam wykorzystuje ten sam mechanizm? Wszak ma „dwórkę” w Trybunale Konstytucyjnym — nawet z nią imprezuje. Maile wykradzione z prywatnej skrzynki szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka pokazują, że szefowa TK Julia Przyłębska konsultowała z przedstawicielami władzy co najmniej terminy rozpraw w sprawach, które miały konsekwencje finansowe dla budżetu państwa. W tym sensie interes władzy był dla niej istotniejszy od sytuacji osób, których dotyczyły rozpatrywane sprawy, choćby kobiet na emeryturach czy odbiorców świadczeń opiekuńczych. „Stan po Burzy” — który w tym tygodniu prowadzą dziennikarze Onetu Andrzej Stankiewicz oraz Kamil Dziubka — pokazuje analogie między Przyłębską, a sędzią Ryszardem Milewskim, słynnym szefem gdańskiego sądu w czasach rządów Platformy. Milewski został przyłapany na chęci ustawiania terminów rozpraw w sprawie afery Amber Gold pod oczekiwania władzy — nagrał go przedstawiciel „Gazety Polskiej”, podający się za współpracownika Donalda Tuska. Wówczas PiS — kontrolujące „Gazetę Polską” — grzmiało, nazywając Milewskiego „sędzią na telefon”. Milewski stracił posadę prezesa i został przeniesiony do sądu w Białymstoku, gdzie do dziś jest szeregowym sędzią. Przyłapana na chęci ustawiania terminów rozpraw pod oczekiwania władzy Julia Przyłębska to pisowska wersja „sędzi na telefon” — w dodatku wpadła naprawdę, a nie podczas prowokacji dziennikarskiej. Konsekwencje? Dom z (ogrzewanym) basenem pod Warszawą, służbowy apartament w centrum stolicy, samochód z kierowcą i ochrona na nasz koszt. Nasz „sędzia na telefon” jest lepszy od waszego „sędziego na telefon” — „Stan po Burzy” pokazuje mechanizmy, które prezes Kaczyński stosuje wobec swej „dwórki”. Nie ma się co dziwić — bez „Przyłębskiej na telefon”, rządy PiS w obecnej postaci nie byłyby możliwe. To ona zatwierdza i uchyla wszystko, co każe jej Kaczyński — w tym sensie to prezes PiS rękami swej „dwórki” decyduje, co jest zgodne z Konstytucją, a co nie. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.