Tusk idzie po wieś, Kaczyński chce tępić "czyste zło", a rosyjska komisja zaginęła w akcji #OnetAudio

Stan Wyjątkowy - Podcast autorstwa Onet - Soboty

Całość TYLKO w aplikacji Onet Audio. Subskrybuj pakiet Onet Premium i słuchaj bez limitu.   Był ciepły, letni poranek… Stolica. Zgiełk godzin porannego szczytu powoli ustępował, a skąpane w słońcu miasto zatapiało się w codziennej rutynie. Nic nie zwiastowało wydarzeń, które za chwilę miały nastąpić. Na zapleczu jednej z sal warszawskiego hotelu mężczyzna w białej koszuli powtarzał w głowie przygotowane wcześniej przemówienie. Wiedział, że to, co za chwilę ogłosi, wstrząśnie całym krajem…   Nie wiemy, czy Bogusław Wołoszański tak zacząłby jeden z kolejnych odcinków „Sensacji XX wieku”, ale jedno wiemy na pewno: „Sensacji” na antenie TVP na razie nie będzie. Państwowa stacja właśnie skasowała z ramówki wszystkie odcinki tego programu po tym, gdy mężczyzna w białej koszuli, czyli Donald Tusk, ogłosił, że Wołoszański będzie liderem piotrkowskiej listy Koalicji Obywatelskiej.   W walce o Sejm autor jednej z najsłynniejszej serii w historii telewizji w Polsce zetrze się z Antonim Macierewiczem, czego nie omieszkał podkreślić lider Platformy Obywatelskiej. Wprawdzie małostkowi obserwatorzy sceny politycznej, do jakich niewątpliwie zaliczamy się również i my, przypominają, że za Bogusławem Wołoszańskim ciągną się oskarżenia o współpracę z wywiadem w PRL (miał mieć pseudonimy Rewo i Ben) ale sam świeżo upieczony polityk przekonuje, że to odgrzewane kotlety.   Zapewnia, że nie otrzymywał żadnych pieniędzy, na nikogo nie donosił, ani nikogo nie skrzywdził. Inna sprawa, że chyba większego znaczenia w kampanii to mieć nie będzie, zwłaszcza że prezes Prawa i Sprawiedliwości toleruje w swoim bliskim otoczeniu Kazimierza Kujdę (obecnie doradcę Jacka Sasina), który – jak uznał sąd lustracyjny – świadomie współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa.    Wołoszański to niejedyny celebryta na listach Koalicji Obywatelskiej. Tusk potwierdził swoją zapowiedź z wiecu w Ustroniu. Z okręgu bielskiego do Sejmu wystartuje dawny trener Adama Małysza Apoloniusz Tajner, który już zdążył wystawić PiS jak najniższe noty.   Jednak największe emocje wzbudziła obecność na listach KO Michała Kołodziejczaka z Agrounii, który jeszcze dwa miesiące temu nie zostawiał na Donaldzie Tusku suchej nitki, a kiedyś robił sobie nawet słitfocie z Robertem Bąkiewiczem, ulubionym narodowcem obecnej władzy. Tusk puścił to wszystko w niepamięć i wystawił Kołodziejczaka na pierwszym miejscu w okręgu konińskim.   Szef Agrounii, który w ostatnich latach o współpracy rozmawiał już chyba ze wszystkimi i kilka sojuszów zerwał tylko w tym roku, ma dla Tuska spróbować wyrwać kawałek wiejskiego elektoratu. Był do wzięcia, bo wcześniej czarną polewkę dała Kołodziejczakowi Trzecia Droga. Hołownia bał się go jak diabeł święconej wody, więc Ludowcy – choć smalili cholewki do Agrounii – musieli obejść się smakiem.   Jak ustaliliśmy, Kołodziejczaka miała przekonać dość luźna formuła współpracy zaproponowana przez Tuska. Agrounia i KO mają nie podpisywać formalnej umowy, a Kołodziejczak i jego ludzie mają dostać przestrzeń do politycznego budowania się.   Platforma miała przeprowadzić szczegółowe badania w elektoracie Koalicji Obywatelskiej. Ma z nich wynikać, że wyborcy KO dobrze odbierają Kołodziejczaka, bo utożsamiają go z frontalną krytyką PiS. Liczą też na to, że Agrounia pomoże odbić partii władzy część elektoratu wiejskiego, którego większa część od lat jest nie do zdobycia przez Platformę.   Z informacji Onetu wynika również, że jednym z akuszerów sojuszu KO i Agrounii był Artur Balazs. W ostatnich latach to człowiek cienia, ale też wciąż bardzo wpływowa postać. Był ministrem w kilku rządach. W trakcie swojej kariery był związany m.in. z AWS, Platformą, a nawet Jarosławem Gowinem. W 2006 r. był jednym z negocjatorów koalicji Samoobrona-PiS-LPR, reprezentującym Andrzeja Leppera. W wyborach prezydenckich wspierał Bronisława Komorowskiego, a w 2020 r. Władysława Kosiniaka-Kamysza. W ostatnich latach zaczął mocno krytykować politykę PiS na wsi. Tusk zaskoczył swoich ludzi również innymi posunięciami na listach. Wypchnął z Sejmu Grzegorza Schetynę i odesłał do Senatu. Były szef PO będzie się bił o mandat z okręgu wrocławskiego. W Senacie ma również wylądować Małgorzata Kidawa-Błońska. A jeszcze niedawno wydawało się, że wicemarszałek Sejmu otworzy toruńską listę KO do Sejmu.   W 2019 r. jako liderka warszawskiej listy KO Kidawa-Błońska zdobyła ponad 400 tys. głosów i wygrała z Jarosławem Kaczyńskim . Był to również najlepszy indywidualny wynik w kraju. Na ostatniej prostej jednak Donald Tusk zmienił decyzję. Wiceszefowa izby niższej parlamentu wystartuje do izby wyższej parlamentu. W jednym z okręgów w Warszawie wystartuje zamiast obecnego senatora Aleksandra Pocieja. Podobno szef Platformy obiecał Kidawie-Błońskiej fotel marszałka Senatu w przyszłej kadencji. Nie przywiązywalibyśmy się do tego. Złośliwi twierdzą, że Tusk bez żalu przehandluje tę posadę w zamian za jakieś ministerstwo, gdyby nadarzyła się okazja do stworzenia po wyborach koalicyjnego rządu. Do tego jednak daleko. Lokomotywy PO muszą wykręcić wyniki w swoich okręgach. Ale nie tylko w wyborach sejmowych. Wspomniany Senat również jest istotny, o czym liderzy opozycji świetnie wiedzą. Dlatego kolejny raz i – już raczej ostatecznie – dogadali się w sprawie paktu senackiego. Nie ma w tym układzie Romana Giertycha, który zgłaszał chęć startu. Pełnomocnik Tuska i jego rodziny w kilku sprawach nie zdecydował się na start, choć w ostatnich dniach groził, że wystartuje wbrew ustaleniom paktu w jednym z okręgów w Warszawie. Tam wspólną kandydatką opozycji ma być Magdalena Biejat z Partii Razem. Giertych zlecił badania i stwierdził, że miałby szansę na sukces, ale ryzyko wygranej kandydata PiS znacząco by wzrosło. Mecenas na razie zostanie więc na bocznym torze. Wciąż nie wiadomo za to, co z Ryszardem Petru. Były szef Nowoczesnej dostał propozycję powalczenia o Senat w Stalowej Woli. Petru doskonale jednak wiedział, że nie szans ma mandat nie ma tam żadnych, bo to okręg wybitnie pisowski. Dlatego zmienił koncepcję. Teraz chce wejść do Sejmu z okręgu warszawskiego, czyli tam, skąd będzie startował lider Konfederacji Sławomir Mentzen. Petru znalazł sobie sposób na kampanię. Próbuje podgryzać konfederatów, ośmieszając ich pomysły na gospodarkę. Jak wieść gminna niesie, ekonomista naprawdę mocno wierzy w to, że Donald Tusk jeszcze zmieni warszawską układankę. Teoretycznie taka możliwość istnieje jeszcze do początku września. Zapewne do ostatniej chwili z ogłoszeniem list będzie czekał Jarosław Kaczyński. Lider PiS pewnie chce mieć spokój i pewność, że nikt, kto dostanie słabe miejsce na liście, nie wierzgnie mu w trakcie jakiegoś istotnego głosowania. Na razie idzie sprawnie. PiS przeforsował w Sejmie referendum, które odbędzie się razem z wyborami parlamentarnymi. Zamiast jednego pytania będą cztery. Zero pytań prawdopodobnie usłyszy od członków tzw. rosyjskiej komisji Donald Tusk. Komisja, która miała być batem na lidera Platformy, na razie nie powstała. Wiele wskazuje na to, że nie powstanie nigdy, o czym powiedział właśnie szef sejmowej komisji sprawiedliwości Marek Ast. Wprawdzie jego słowa zdementował później Adam Bielan, ale czasu na powołanie i rozpoczęcie prac komisji właściwie już nie ma. Na razie więc Donald Tusk triumfuje i przekonuje, że to efekt marszu 4 czerwca. A Jarosław Kaczyński teraz już właściwie w każdym przemówieniu wspomina o szefie Platformy. Ostatnio zwymyślał go na pikniku wojskowym w Uniejowie. Dość powiedzieć, że zrobił to, mając za plecami żołnierzy. Prezes takimi głupotami, jak konstytucyjnie zapewniona apolityczność wojska, nie przejmuje. Mówi, że Tusk to czyste zło, które trzeba tępić. W debacie z nim spotkać się jednak nie chce, choć naczelni Onetu i Wirtualnej Polski zaproponowali, że zorganizują takie spotkanie. Donald Tusk od razu się zgodził. Nowogrodzka przysłała z kolei odpowiedź, że prezes Jarosław może debatować, ale z Manfredem Weberem, liderem Europejskiej Partii Ludowej. Dziwna sprawa, bo jednocześnie Sejm przegłosował uchwałę o sprzeciwie wobec rzekomej zagranicznej – czytaj niemieckiej - ingerencji w polskie wybory. Ponieważ jesteśmy małostkowi, przypominamy, że niedawno włoska premier Georgia Meloni powiedziała, że zwycięstwo PiS będzie dla Polski najlepszym rozwiązaniem. Ciekawe też, że dziwnym trafem hiszpański parlament nie wysmażył podobnej uchwały. Wszak Jarosław Kaczyński przed niedawnymi wyborami parlamentarnymi w tym kraju nagrał specjalne wystąpienie dla Hiszpanów, przekonując do głosowania na prawicowo-populistyczną partię VOX. Zastanawiamy się, czy prezesowi ktoś już powiedział, że ugrupowanie doznało w tych wyborach bolesnej porażki.