Wszystkie namiętności Kurskiego. Kaczyński beszta nieboszczyka. Wybuchowy kontrahent Obajtka #OnetAudio

Stan Wyjątkowy - Podcast autorstwa Onet - Soboty

Właściwie to nie wiemy, które staropolskie przysłowie najlepiej oddaje sytuację Jacka Kurskiego. Może „dopóty dzban wodę nosi, dopóki mu się ucho nie urwie”. Lub też „żeby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała”. Ewentualnie „nadzieja matką głupich”. A może popularne w polityce personalnej Jarosława Kaczyńskiego stwierdzenie „co się odwlecze, to nie uciecze”. Nasz problem wynika z tego, że każda z tych narodowych mądrości do jakiegoś stopnia odpowiada na pytanie, czemu po sześciu latach nawilżania bagna w TVP, pierwszy bagienny został ścięty. Nie, to nie jest tak, jak stara się to zaprezentować Kurski — że w sumie sam chciał odejść do nowych zadań, a zatem partia matka po prostu przesuwa go na nowy odcinek. Tak, Kurski chciał odejść z TVP, tyle, że nie teraz i nie w taki sposób. Zamierzał kandydować w wyborach do Sejmu w przyszłym roku, ale biorąc urlop w TVP. Rzecz jasna — i tak sterowałby telewizją z tylnego fotela, wszak to główne narzędzie propagandy wyborczej PiS. Czemu zatem Kaczyński nagle opuścił kciuk do dołu? Wszak jeszcze 2,5 roku temu oszukał prezydenta, że odwoła Kurskiego. Otóż, przez te 2,5 roku wiele się zmieniło. Oczywiście, to nie jest tak, że prezesowi ciążyła toporna, chamska i prymitywna propaganda polityczna TVP. Kaczyński uważa, że tak trzeba docierać do wielu słabiej wykształconych wyborców. W jego myśleniu propaganda Kurskiego to tarcza chroniąca PiS przed aferami rządu, atakami opozycji oraz krytyką ze strony Unii Europejskiej. Prawda w tym wszystkim ma najmniejsze znaczenie, co Kurski świetnie udowodnił. Robiąc dobrze prezesowi i partii, a robiąc źle opozycji i Brukseli, Kurski popełnił jednak zasadniczy z punktu widzenia Kaczyńskiego błąd: zgrzeszył pychą. Telewizja państwowa zaczynała przypominać dworską stację Kurskiego, w której on sam był głównym bohaterem. Przede wszystkim, używając TVP rozgrywał własne gry w obozie władzy, zwalczając premiera, a czasami nawet atakując prezydenta. Do tego doszedł kult jednostki — Kurski prężył się na koncertach i widowiskach sportowych w pierwszym rzędzie, zazwyczaj z małżonką, jakby byli Pierwszą Parą. Żaden prezes TVP w wolnej Polsce nie używał telewizji do rodzinnego autolansu. Prezentacje ramówek coraz częściej wyglądały jak transmisje z Kremla, w których Kurski prezentowany był niczym Putin — i nie był to przypadkowy zbieg okoliczności. Do tego wszystkiego Kurski coraz częściej próbował narzucać Kaczyńskiemu konkretne decyzje polityczne. Dla przykładu — w czerwcu odbierając nic nie znaczącą nagrodę prawicowego portalu Kurski wygłosił prawdziwe expose, wzywając w obecności Kaczyńskiego do „przyspieszenia”. To było wyjątkowo bezczelne, bo Kurski zaatakował PiS za rzekomo zbyt zachowawcze działania, odwołując się przy okazji do hasła Kaczyńskiego sprzed 30 lat, gdy prezes uważał, że rozliczenia z komunizmem idą zbyt wolno. Według informacji „Stanu Wyjątkowego” — który w tym tygodniu prowadzą dziennikarze Onetu Andrzej Stankiewicz oraz Kamil Dziubka — prezes PiS był ambicjami politycznymi Kurskiego coraz bardziej poirytowany. Kaczyński nie mógł pozwolić, by w partii był ktoś, kto myśli, że jest niezastąpiony i dlatego jest numerem 2. Prawda jest taka, że wpuszczając na antenę jednych, a blokując wielu innych, Kurski dorobił się potężnego grona przeciwników w PiS. Wieść gminna niesie, że duży wpływ na decyzję Kaczyńskiego miały głosy niezadowolenia z Kurskiego, które sączyli prezesowi politycy PiS podczas prezesowskiego tournée po Polsce. Tak się składa, że dymisja Kurskiego zbiegła się w czasie z wznowieniem przez Kaczyńskiego przedwyborczego objazdu kraju. Prezes odwiedził m.in. górali oraz mieszkańców Podkarpacia, czyli swój twardy elektorat. O telewizji co prawda nie mówił, ale często zarzekał się, że PiS nie kradnie — czego „Stan Wyjątkowy” w żaden sposób nie łączy z sytuacją w TVP. Prezes starał się pokazać, jak bardzo ściga korupcję we własnych szeregach. Niestety jedyny przykład, który miał na podorędziu to nieboszczyk — senator PiS Stanisław Kogut. Na początku 2020 r. prokuratura i CBA wsadziły go za kraty, tyle, że sprawa nigdy nie znalazła finału, bo Kogut w areszcie podupadł na zdrowiu i jesienią tego samego roku zmarł. W dodatku — co pokazują autorzy „Stanu Wyjątkowego” — w sprawie łapówek przyjmowanych przez Koguta jest wiele wątpliwości. Miał go poprzez wpłaty na fundację korumpować biznesmen z rynku nieruchomości Przemysław Krych. A Krych puka się w głowę i mówi, że przez dekadę wpłacał pieniądze na pomagającą niepełnosprawnym fundację Koguta, czy PiS było przy władzy, czy nie. W dodatku twierdzi, że przed aresztowaniem dostał ofertę zapłacenia 1,5 mln euro za pozbycie się „kłopotów” z prokuraturą i służbami. Miał ją złożyć kontrowersyjny biznesmen Krzysztof Porowski, powołując się na ludzi PiS w organach ścigania. Krych nie zapłacił i trafił za kraty jeszcze przed Kogutem. Gdy wyszedł z aresztu, to zgłosił się do niego były rzecznik PiS Adam Hofman — jeden z najważniejszych lobbystów z kontaktami w obozie władzy — oferując kolację „ze Zbyszkiem i Patrycją“, czyli ze Zbigniewem Ziobrą i jego żoną Patrycją Kotecką, by „wyjaśnić wszystko”. Krych nie chciał nic z nimi spożyć — do dziś jego sprawa się toczy. Wniosek z tego taki, że dla przedwyborczego spektaklu Kaczyński beszta nieboszczyka, choć wśród żyjących jest wielu, którzy mają co wyjaśniać. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.