O byciu między młotem a kowadłem
Zen Jaskiniowca – zrozumieć i wcielić - Podcast autorstwa Zen Jaskiniowca – zrozumieć i wcielić

Chińczycy mają to swoje życzenie-przekleństwo: "Obyś żył w ciekawych czasach." Akurat żyjemy. W dodatku nasza sytuacja - jako tego gatunku - jest również pod względem ciekawości bardzo perwersyjna. Otóż a mianowicie ponieważ... Tak się jakoś dziwnie złożyło, że jesteśmy gatunkiem, który ma tak zwaną świadomość. Ja wiem, że czasami trudno to zobaczyć w twarzach i czynach innych ludzi, ale jednak. Świadomość, w wielkim skrócie, oznacza, że zdajemy sobie sprawę ze zjawisk zewnętrznych oraz zjawisk wewnętrznych - takich jak własne myśli. W wielkim skrócie, świadomość oznacza, że zdajemy sobie sprawę. I supcio. Ale teraz, do świadomości, musimy dodać jeszcze samoświadomość, czyli fakt, że zdajemy sobie sprawę z faktu, że zdajemy sobie sprawę. Samoświadomość oznacza, że jesteśmy świadomi tego, że jesteśmy świadomi, czyli wiemy, że wiemy. Bardzo fajna opcja... ... z tym, że nie do końca. Z biologicznego punktu widzenia, jesteśmy tym, co Dawkins w "Samolubnym genie" nazywa maszynami przetrwania. Chodzi o to, żeby przekazać swoje geny. Czyli, z biologicznego punktu widzenia, przeżycie w celu rozmnażania i zapewnienia przeżycia swojemu potomstwu jest celem naszej tu bytności. Mało romantyczne, wiem, ale mamy przecież romantyczne komedie, jako cukier do herbaty. Problem, dość poważny, polega na tym, że nasza świadomość i samoświadomość, jakkolwiek cudne by nie były, stanowią poważny kłopot. Dlaczego? Dlatego, że jesteśmy świadomi tego, że umrzemy. Każdy z nas. W dodatku umrą wszyscy nam bliscy. I nasze dzieci i dzieci naszych dzieci. Generalnie, można by powiedzieć - perspektywa nieco nihilistyczno-chujowiutka. W każdym razie nie nastraja to jakoś szczególnie optymistycznie. Problem z tym nie-optymistycznym nastrajaniem jest taki, że stoi to to w sprzeczności z byciem genową maszyną przetrwania. Ludzie z depresją nie chcą się bzykać. Jakoś tak już mają. I dlatego pojawiły się 2 cudowne mechanizmy, na których opiera się cały ten nasz radosny burdelik. Te dwa mechanizmy są na dobrą sprawę dwoma stronami tej samej monety. Jeden umożliwia istnienie drugiego i wzmacnia jego działanie. Pierwszy z nich to instynkt wyparcia. Drugi z nich to instynkt wiary. Zwróć uwagę swoim kaprawym oczkiem, że użyłem słowa instynkt, bo mamy wiele dowodów, że dokładnie tak jest. To nie jest jakiś tam wyuczony mechanizm. To jest mechanizm biologiczny, nam wrodzony. O tym, że to instynkt mówią głośno - niektórzy - biolodzy, genetycy, antropolodzy, lekarze, psycholodzy - i co najważniejsze, ja też to mówię. Bo widzisz, razem ze świadomością nieuchronnej śmierci - w każdej chwili dodajmy, bo nikt nie daje Ci gwarancji, że dożyjesz setki - rodzi się wewnętrzny terror. Bardziej po polsku to będzie wewnętrzna trwoga. Można zwariować albo skurczyć się w sobie ciągle oczekując, że za chwilkę może trafić Cię szlag. Mało to funkcjonalny stan ducha i umysłu. I tu do gry wchodzi wyparcie - usuwamy te myśli ze świadomości, żeby jakoś funkcjonować. Im bardziej wypierasz, tym łatwiej żyć. Dlatego neurotycy tak bardzo zazdroszczą tępakom. Uszkodzenie mechanizmu wyparcia i masz depresję. Nie mówię o melancholii i pizdowatości, którą dziś nazywa się depresją, żeby sprzedawać leki i dać radość cierpiącemu, bo ma modne schorzenie. Mówię o prawdziwej klinicznej depresji. Jest teoria (i się mie podobuje), że ludzie z depresją to ludzie, którzy zobaczyli świat takim, jakim on jest naprawdę - z naszą nagą bezradnością, targani przez siły większe od nas jak szmaciana lalka podczas tajfunu, ten brak sensu i ogólne poczucie pustki i beznadziei. Jak widać, dostrzeganie prawdy niekoniecznie musi wychodzić na zdrowie, więc uważaj czego pragniesz, bo możesz to dostać. Drugim mechanizmem, który chroni nasze kruche ciałka i umysły jest mechanizm wiary - od wiary religijnej po optymizm, który w skrajnej formie nazywa się chciwością. Bo widzisz, co by nie mówić, jesteśmy serio bardzo optymistycznym gatunkiem. Te wszystkie pajace,